RADA BEZPIECZEŃSTWA
CONSEQUENCE LEADS SP
PRZECHWYĆ
SERGEY SMIRNOV
NIE IDŹ, DZIECI, WIECZÓR NA WIECZÓR!
… Dmitry spotkał się ze swoim przyjacielem, Peterem, wieczorem po pracy: poprosił o pomoc w przeprowadzce do nowego mieszkania. Zatrzymaliśmy się u rodziców Piotra na Leninsky Prospekt, zabraliśmy kilka rzeczy i pojechaliśmy do nowego osadnika w nowej dzielnicy miasta Butowo. Z pracami domowymi skończyliśmy do północy i już mieliśmy wrócić - Dmitry mieszka niedaleko Leninsky'ego. Jednocześnie postanowili zanieść stary regał do rodziców Piotra - w pracy zaprezentowali nowego osadnika. Przyjaciele zanurzyli ją w samochodzie i przygotowali się do wejścia do mieszkania na inne rzeczy. W tym czasie na dziedziniec wszedł policyjny gazel z zapalonymi światłami. Przyjaciele zdecydowali, że będą świadkami jakiegoś schwytania i zatrzymali się, by spojrzeć … I zgadliście! Rzeczywiście widzieli schwytanie, a nie tylko widzieli, ale czuli na sobie jego urok. W końcu to ich schwytanie!
Milicjanci, którzy wyskoczyli (byli pracownikami miejskiej milicji), oznajmili, że Dmitry jedzie pijany, i zażądali paszportów i dokumentów do samochodu. Sprzeciwy do niczego nie doprowadziły, tylko rozgniewały strażników. Jednak tylko paszporty zostały wydane „gminom”; Petr zgodził się pokazać „prawa” i dokumenty dotyczące samochodu tylko przedstawicielom kontroli drogowej. Policja wezwała funkcjonariuszy radiowych policji drogowej, którzy przybyli „zaledwie” minut po czterdziestce. Policjanci drogowi rozmawiali ze swoimi kolegami, otrzymali od nich raport (który z jakiegoś powodu był skierowany do szefa departamentu spraw wewnętrznych Yuzhnoye Butovo) i zaczęli opracowywać protokoły administracyjne: w sprawie Dmitrija - za jazdę po pijanemu, w sprawie Piotra (właściciela samochodu) za przekazanie kontroli osobie, która jest odurzony.
Przygody przyjaciół na tym się nie skończyły. Zostali zakuci w kajdanki (jak niektórzy terroryści!) I zabrani na badanie lekarskie. To pokazało, że Dmitry był odurzony. Nie ukrył tego. Z poczuciem spełnienia, przedstawiciele prawa wsiedli do samochodu i odjechali, zostawiając naszych bohaterów nocą w nieznanym miejscu. Łapiąc taksówkę, ofiary udały się do najbliższej izby przyjęć, aby naprawić ślady z kajdanek. Jednak Eskulap oświadczył, że … wydadzą zaświadczenie dopiero po otrzymaniu odpowiedniego polecenia policji. Postanowili pójść do końca i zwrócili się na posterunek policji. Napisali oświadczenie o arbitralności policji i poprosili o skierowanie na izbę przyjęć. Po naprawieniu ran z kajdanek towarzysze nieszczęścia udali się do domu …
Redaktorowi Peter i Dmitry poinformowali o tym, co wydarzyło się kilka dni później. Trzeba było iść do sądu, ponieważ zarzuty przeciwko nim były poważne, a kara za każde przestępstwo groziła poważnym - grzywną w wysokości od 10 do 20 płacy minimalnej lub pozbawieniem prawa rządzenia na okres jednego roku.
Wydawało się, że wszystko było przeciwko naszym bohaterom, wszyscy prokuratorzy w mundurach byli przewidziani, ale brakowało jednego drobnego, ale bardzo ważnego szczegółu - Dmitry nie miał prawa jazdy tej nocy. Nie dlatego, że zapomniał, nigdy go nie otrzymał, a nawet nie umiał prowadzić. I nie próbowałem prowadzić. Ogólnie rzecz biorąc, Peter przyciągnął go jako ładowacza! A jakie jest zapotrzebowanie na moduł ładujący? Przy takiej karcie atutowej udawanie się do sądu nie jest straszne.
Domniemanie akumulacji
Procesowy numer 20 dzielnicy sądowej w Żyzyńskim w Moskwie przywitał nas milczeniem. Pół godziny później wyszła dziewczyna i zapytała, co robimy. Potem zapytała, czy policjanci przyszli (nikogo nie było w sądzie) i zniknęli w pokoju. Pół godziny później zostaliśmy zaproszeni na salę sądową. Szczerze mówiąc, sędzia N. Zezeleva od razu nas nie lubił: na moją prośbę o zapoznanie się z aktami sprawy stwierdziła, że „moglibyśmy to zrobić wcześniej, gdy siedzieliśmy na korytarzu” … Na podstawie jej tonu można było założyć, że można oczekiwać uniewinnienia nie warto Niemniej jednak nie zamierzaliśmy się wycofać. Zapoznaliśmy się z aktami sprawy i natychmiast złożyliśmy wniosek o przesłuchanie jako świadek Dmitrija. Sędzia przychylił się do wniosku, ale jednocześnie postanowił zadzwonić do policjantów: inspektorów policji drogowej A. Stadniychuk i S. Molkov, a także funkcjonariuszy policji miejskiej A. Mukoseyev i N. Lukovsky.
Na kolejnej sesji sądowej ponownie pojawiliśmy się w doskonałej izolacji - władze wykonawcze postanowiły nie obciążać się, najwyraźniej upokarzającym obowiązkiem wobec nich - odwiedzić dom sprawiedliwości. Po raz trzeci sprawa posunęła się naprzód: w sądzie pojawili się inspektorzy policji drogowej. Po drodze okazało się, że nasze pierwsze wrażenie na sędziego było błędne: N. Zezeleva prowadził sprawę jako prawdziwy profesjonalista. Najpierw przesłuchał inspektorów policji drogowej. Pokazali tylko (czego właściwie można było się spodziewać), że protokoły w sprawie administracyjnej zostały opracowane na podstawie raportów policji miejskiej, oni sami nie byli naocznymi świadkami incydentu i nie mogli nic wyjaśnić na temat incydentu. Co więcej, jeden z inspektorów w ogóle nie był na miejscu zdarzenia, ale przybył na poliklinikę, w której przeprowadzono badanie. Następny był kwestionowany przez Dmitrija. Powiedział, jak wszystko było: on i Peter nigdzie nie prowadzili, nie prowadzili, nie mają prawa jazdy, nie wiedzą, jak prowadzić samochód.
Ale co z naszymi głównymi świadkami P. Mukoseevem i N. Lukovsky? Nie pojawili się w sądzie. Sędzia postanowił odroczyć sprawę i ponownie wezwać policję miejską. I po raz czwarty nasi „funkcjonariusze organów ścigania” nie pojawili się, chociaż czekali na nich w sądzie przez ponad dwie godziny. Sędzia wybuchnął cierpliwie, a proces był kontynuowany pod nieobecność świadków. Sąd, po zapoznaniu się z materiałami sprawy, zbadaniu dostępnych dowodów, wydał postanowienie o umorzeniu postępowania w sprawie o przestępstwo administracyjne przeciwko Peterowi A. z powodu braku przestępstwa administracyjnego w jego działaniach. Nasz oddział został uniewinniony! Nie było nawet teoretycznie możliwe ukaranie Dmitrija: jak odebrać „prawa”, jeśli nie były i nie były.
KAŻDY, PRAWO, MA PRAWO …